Wbrew pozorom wcale nie taka prosta sprawa. Od dwóch miesięcy próbuję się rozprawić z naszym dobytkiem, w efekcie przekładając większość rzeczy z miejsca na miejsce niezdolna do podjęcia ostatecznej decyzji. Bo niby skoro nie przeniosłam tego przez ostatnie właściwie 4 miesiące, skoro przez ten czas nie było mi zupełnie potrzebne to jakie są szanse, że wogóle potrzebne będzie? (Wykluczam tutaj zupełnie rzeczy użytku sezonowego - ich przydatność zweryfikuje dopiero odpowiednia pora roku). I już, już prawie decyduję o pozbyciu się tego czy tamtego kiedy kiełkuje myśl: "A jeśli jednak, to co?" Nie wspominając już o pomysłach "a jak by to tak przerobić?... " Zgroza!!!
A na dokładkę moja sentymentalna natura nie chce rozstać się z całą masą bezużytecznych drobiazgów.
Tak, człowiek jest straszliwie przywiązującym się stworzeniem. Przywiązujemy się do ludzi, do miejsc, do rzeczy... Do tych ostatnich wbrew pozorom wcale nie najmniej. Paradoksalnie podziwiamy postacie outsiderów, wolnych duchów, którzy nie potrzebują nic poza tym co mogą w każdej chwili ze sobą zabrać. No... przynajniej ja zawsze podziwiałam. Teraz zaś dobitnie przkonuję się, że ze mnie żaden niebieski ptak nie jest, że materializm nieźle mnie sobie owinął wolkół paluszka.
Nic to, bedę walczyć z tym całym graciarstwem dalej.
Howk
pst. żeby nie było kilka reklamówek klamotów w sobotę poleciało precz
Teraz z innej beczki: Popełniłam pierwsze dwa chlebki w mojej kuchennej karierze
focia kiepskiej jakości ale i tak jestem z siebie dumna
miłego tygodnia
doominion
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz