jeszcze w sobotę chodziłam po domu i podśpiewywałam:
"Zima, Zima, Zima"
stopniał stopniał śnieg
słońce świeci .... no zapomniałam co ja tam dalej wykombinowałam ;)
lubię sobie tak przekręcać teksty...
a dzisiaj to już wiernie autorom wymrukuje: WIOSNA cieplejszy wieje wiatr....
aaaccccchhhhhhh
Powstrzymać się nie mogę :)
... i tak się zastanawiam czy to nie nasz ludzki zapomniany instynkt się we mnie nie odezwał. Roślinki, wiadomo, reagują na promienie słoneczka i wychylają się niepewnie. Czasem dają się po prostu zrobić w bambuko i przed wczesne wychylenie kończy się wiatrem w oczy tudzież mrozem w kuper... Tymczasem zwierzątka są bardziej cierpliwe, chociaż słonko nieraz przyświeci, ciepełkiem otula siedzą w tych swoich norkach czy innych ciepłych krainach i czekają. A tu podobno misie już zarzuciły drzemkę i zaczynają się rozglądać za czymś na ząb. Mój luby szpaka już zoczył... znak że zwierzątka pismo już nosem czują.. No właśnie czują czy nie? Zrobiło się ciepło i tym razem to one się wychyliły czy faktycznie mają instynkt który podpowiada im że zimy już w tym roku niet ?
Bo (tak wiem, nie powinno się zaczynać zdania od "bo") ... a więc, bo, jeśli to w istocie instynkt to czyż jego przejawem nie jest też to moje dzisiejsze podśpiewywanie i takie jakby wiosenne wrzenie krwi? Możliwe to aby ślady pierwotnych naturalnych instynktów człowieka do wyczuwania tego czego innymi zmysłami wyczuć się nie da, przetrwały w naszym wielce cywilizowanym (a co za tym idzie zdecydowanie instynktom przeciwnym) społeczeństwie ? W postaci choćby takiej MNIE? /sugestywne uniesienie brwi/
Nie wiem, postrząsać nie zamierzam. ale ciesze się niezmiernie że takie wrzenie właśnie mnie dzisiaj napadło. banan z oblicza mego nie schodzi i jest po prostu świetnie :D
czego sobie i wam radośnie życzę
doominion
pst. hmm... znowu pitolę co nieco ...
poniedziałek, 17 lutego 2014
piątek, 10 stycznia 2014
"Kundelek" najlepszym przyjacielem człowieka !!!!
Frazes lekko zparafrazowany, mocno za to oklepany. Bynajmniej nie chodzi tu jednak o czworonoga. "Kundelkiem" pieszczotliwie nazywam moją nową zabawkę. A że nie jestem jedyna która na taką ksywkę wpadła, niejedna osoba więc sama się pewnie domyśliła. Żeby sprawa była jasna i klarowna: nie jest to rodzaj reklamy, reklamować nie będę! Będę się CHWALIĆ!!! Co za różnica? No dla mnie ogromna, bo skoro to ja się chwalę to znaczy że właśnie Ja MAM czym. Zareklamować to bym mogła coś co niekoniecznie jest moją własnością. Kundelek zaś własnością moją jest, moją i tylko moją i wara wszystkim od niego.... przepraszam... chyba mnie poniosło. Wybaczcie mi zaborczość - tak to już jest na początku każdego związku, trudno się dzielić nową miłością.
No ale do rzeczy bo coś mi się dzisiaj pitoli i to zdrowo (pitolenie mieści się mam nadzieję w obszarze słów dopuszczanych w że tak się wyrażę "publikacjach" internetowych?). Odkąd tylko dotarła do mnie wiadomość o istnieniu książek w wersji "e", zdecydowanie deklarowałam wyższość papieru nad "e"kranem. Wyższość tą zresztą deklarować będę do grobowej deski ze względu na zwykły i baaaaardzo subiektywny sentyment. Ze względu na zaangażowanie zmysłów których żadne "e" w żaden sposób zaangażować nie może (ok! troszkę przesadziłam - są "e" angażujące ale zupełnie z innej beczki niż książki np. "e"papieros). DOTYK! i oczywiście POWONIENIE. Zdecydowanie moje ulubione zmysły. Nie powiem, wszystkie potrafią zapewnić niesamowite przeżycia, zwłaszcza wszystkie na raz ale te dwa potrafią mieć w sobie coś magicznego. I w przypadku książek to coś dla mnie właśnie mają...
Kwintesencjo życia!! znowu mnie wywiodło w pole. Miałam o wyższości książki papierowej napomknąć mimochodem w kontekście mojego kundelka właśnie ale co zbok to zbok. Jak się ma na jakimś punkcie świra to nie można pobieżnie liznąć tematu - choćby nie wiem co i tak pociągnie za sobą...
Więc wyższość wyżej wspomnianą uznaję, deklaruje i wierność jej ślubuje ;) Niemnie jednak gdy w łapki swe kundelka dorwałam przekonałam się że nie taki e-book straszny jak go malują. Żeby była jasność - do czynienia z e-bookami wcześniej miałam wcale nie mało. Jenak że czytane na komputerze... no sporo do życzenia pozostawiają, a kundelek to już insza inszość, inny komfort, inne zużycie materiału (znaczy się mnie a w szczególności ślepi moich), inna skala dostępu. No chcąc nie chcąc przyznać muszę że przyjacielem on mym jest ;). Łakomie pochłaniam stronę za strona, każdą chwilę wolną mu poświęcam , jestem jak zakochana nastolatka haha
Niewiele z tego mojego chwalenia się wyszło gdyż język mnie dzisiaj wodzi na manowce i bzdury jakieś same z siebie się plotą
pst. możliwym że wpływ to jest lektury której właśnie każdą rzeczoną chwile poświęcam, i autora jej :). Mam nadzieję że mi to wybaczone będzie. Skończę lekturę, skończę też i (oby!!!) pitolenie
czego sobie i wam gorąco życzę
miłego dnia
doominion
Subskrybuj:
Posty (Atom)