Nie wiem czy ktoś tu jeszcze czasem zagląda, w końcu skoro gospodyni ciągle nie ma....
Mam nadzieję że drugi długi weekend w tym miesiącu (ależ urodzaj!) upływa wam przyjemnie. Ja wczoraj pozwoliłam sobie na maksymalne lenistwo. Mmmm to było to: prawdziwy dzień trolla - przeszfendałam się cały dzień w stroju nocnym, co rusz to układając się w wyrze. Może gdyby takie nic nierobienie zdarzało mi się często dzień ten zawiewał by nudą ale że był to pierwszy aż taki od hohoho to nie nudziło mi się to byczenie wcale. Dzisiaj za to czuje się wypoczęta, odświerzona, wyciszona. Pięknie jest!
W tym temacie wiele więcej do powiedzenia nie mam więc opowiem pobieżnie o tym co tam u mnie słychować...
Prace budowlane przeszły w etap ogrodowy, równanie terenu, sianie trawki, sadzenie drzewek. Nawet grządką zgrzeszyłam ale z pewnym opóźnieniem i nie wiem co z tego wyniknie. Na razie nie wynika jeszcze nic a nic. Jeśli ogród ten w swej raczkującej postaci doczeka się jakiegoś uwiecznienia to powrócę do tematu obszerniej :). W każdym razie każda rozwijająca się roślinka cieszy niesamowicie. Przeszlismy też chwile grozy kiedy przesadzona wierzba zaczęła usychac. Strasznie było nam jej szkoda. Pierwszy raz w życiu przemogłam się w sobie i zdobyłam się na konwersację z roslinką mając nadzieję podtrzymać ja na duchu. dziwnie się jakoś tak czułam ale słyszałam że działa i to bardzo, bardzo. Nie wiem czy to efekt tych nieśmiałych rozmówek, wierzba opuściła się przepięknie. Jestem z niej taka dumna :)
Termin przeprowadzki trwa w zawieszeniu - jedno jest pewne że bliżej niż dalej i to cieszy mnie niesamowicie. Póki co to jeszcze tu i tam się dłubnie, to i tamto dokupi...
Wcale nie tak powoli zbliża się koniec roku szkolnego. W tym roku szczegulny zwłaszcza dla Młodej, która opuszcza podstawówkę i zaczyna jakiś tam nowy etap. Tym bardziej to przeżywa, że własnie w tym roku w jej klasie nastapiło jakieś cudowne przemienienie i zgrała się ta klasa fajnie... ech szkoda. że nie wcześniej..
pst. Potworella młodsza wygrała w przedszkolu konkurs plastyczny "misiowo". Bardzo jestem z niej dumna i ogromnie się ciesze. Pisze jednak tutaj o tym z jeszcze jednego powodu. Niesamowicie podobał mi się sposób nagrodzenia dzieciaczków. Maluchy rysowały ulubioną, wymarzoną maskotkę, taki projekt jakby. W nagrodę poza książeczkami które dostali pani nauczycielka uszyła dla zwycięsców zaprojektowane przez nich maskoty. Cudowny pomysł i przeurocza pamiątka (same projekty zostały zalaminowane). Bardzo mi sie ten pomysł spodobał. Brawo dla pani Kasi!!!!!
pozdrowionka
Doominion
piątek, 31 maja 2013
wtorek, 7 maja 2013
Jadło
W zasadzie na prawie każdym "babskim" blogu temat jedzenia jest dość często obecny. Nie wspominając już o blogach kulinarnych. Żeby nie wypaść z towarzystwa też poświęcę mu trochę miejsca i czasu. Zwłaszcza że tak naprawdę jest on dla mnie ważny :)
Czytając/suuchając wypowiedzi na temat odżywiania znajomych zarówno w realu jak i online widzę że świadomość tego co jemy jest coraz większa. Zwłaszcza u kobiet. Naszym towarzyszom życia idzie to często nieco oporniej. Sama myśleć o tym co jem zaczęłam dość niedawno kiedy to zdarzyło mi się być na diecie. Wierzcie mi sama się sobie dziwię! 4 dni "Przed" zarzekałam się że niczym takim nie będę się katować. No i okazałam się gołosłowna (fajne słówko - lubię je). Popełniłam Dukana. Teraz. z perspektywy wiem że to pierońsko niezdrowa dieta ale zawdzięczam jej kilka pozytywów
- schudłam 15 kilo - tego w zasadzie nie trzeba komentować ale jednak wspomnę że dyszka z tego wróciła (czemu zapewne sama jestem winna bo nie przeprowadziłam diety do szczęśliwego końca)
- nauczyłam się Mniej Żreć czy też Żreć Połowę - no bądźmy szczerzy - nie wciśniesz w siebie kopiatego talerza twarogu :O
- nauczyłam się czytać etykiety i w ogóle myśleć o tym co w siebie wrzucam - do tej pory było tylko kryterium smakowo-zachciankowe
- pokochałam warzywka!!!!!!
Chyba własnie to ostatnie cieszy mnie najbardziej. Nigdy fanem zieleninki nie byłam. Szczególnie w wersji surowej... Do obiadu mogło coś tam być ale wcale nie musiało a jeśli już to ogórek konserwowy wystarczył. Nie da się jednak Dukać z tak ograniczonym menu warzywnym jak moje. Kiedy na talerzu obok mięsiwka zabraknie ziemniarów (ewentualnie makarony, klusek, kasz,itp), jakoś trzeba ten talerz wypełnić. Dodatkowo warzywka zapewniają różnorodność w tej często monotonnej dicie (często w odniesieniu do tego jak dukają ludzie - bo wcale monotonna być nie musi i zdecydowanie nie powinna). Zaczęłam eksperymentować, szukać nowych smaków, przepisów. No generalnie przerzuciłam się na roślinki. I tak mi zostało. Az trudno uwierzyć ale coraz częściej ślinka cieknie mi nie na widok kebaba czy pizzy ale na widok papryczki, cukinii, szpinaczku .....
Wygląda więc na to że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :D
zmiatam - czas zacząć nowy, wspaniały dzień!
pst. udało mi się pogubić po drodze sześć z tych dziesięciu kilosków które wróciły. Ale tym razem bez spięcia, pomalutku (w ciągu roku) tak mimo chodem :)
doomininion
Czytając/suuchając wypowiedzi na temat odżywiania znajomych zarówno w realu jak i online widzę że świadomość tego co jemy jest coraz większa. Zwłaszcza u kobiet. Naszym towarzyszom życia idzie to często nieco oporniej. Sama myśleć o tym co jem zaczęłam dość niedawno kiedy to zdarzyło mi się być na diecie. Wierzcie mi sama się sobie dziwię! 4 dni "Przed" zarzekałam się że niczym takim nie będę się katować. No i okazałam się gołosłowna (fajne słówko - lubię je). Popełniłam Dukana. Teraz. z perspektywy wiem że to pierońsko niezdrowa dieta ale zawdzięczam jej kilka pozytywów
- schudłam 15 kilo - tego w zasadzie nie trzeba komentować ale jednak wspomnę że dyszka z tego wróciła (czemu zapewne sama jestem winna bo nie przeprowadziłam diety do szczęśliwego końca)
- nauczyłam się Mniej Żreć czy też Żreć Połowę - no bądźmy szczerzy - nie wciśniesz w siebie kopiatego talerza twarogu :O
- nauczyłam się czytać etykiety i w ogóle myśleć o tym co w siebie wrzucam - do tej pory było tylko kryterium smakowo-zachciankowe
- pokochałam warzywka!!!!!!
Chyba własnie to ostatnie cieszy mnie najbardziej. Nigdy fanem zieleninki nie byłam. Szczególnie w wersji surowej... Do obiadu mogło coś tam być ale wcale nie musiało a jeśli już to ogórek konserwowy wystarczył. Nie da się jednak Dukać z tak ograniczonym menu warzywnym jak moje. Kiedy na talerzu obok mięsiwka zabraknie ziemniarów (ewentualnie makarony, klusek, kasz,itp), jakoś trzeba ten talerz wypełnić. Dodatkowo warzywka zapewniają różnorodność w tej często monotonnej dicie (często w odniesieniu do tego jak dukają ludzie - bo wcale monotonna być nie musi i zdecydowanie nie powinna). Zaczęłam eksperymentować, szukać nowych smaków, przepisów. No generalnie przerzuciłam się na roślinki. I tak mi zostało. Az trudno uwierzyć ale coraz częściej ślinka cieknie mi nie na widok kebaba czy pizzy ale na widok papryczki, cukinii, szpinaczku .....
Wygląda więc na to że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :D
zmiatam - czas zacząć nowy, wspaniały dzień!
pst. udało mi się pogubić po drodze sześć z tych dziesięciu kilosków które wróciły. Ale tym razem bez spięcia, pomalutku (w ciągu roku) tak mimo chodem :)
doomininion
Subskrybuj:
Posty (Atom)